Zwiedzanie miasta rzeka z pokladu 'log tail boat', kolejka miejska 'sky train' i miejscowymi taksowkami tanimi jak barszcz - to co zmeczone nogi lubia najbardziej. Do tego sporo chodzenia po dziwnych zakamarkach Bangkoku.
Grand Palace, Wat Po i inne pelne zlota i kiczowatych swiecidelek swiatynie dzisiaj juz za nami. Na koniec wizyta na Khao San czyli mekce backpackerow po to by sie przekonac ze to sciema dla turystow ale mimo wszystko z klimatem.
Kulinarnie bylo OK - grillowana wieprzowina z ulicznego straganu i Pat Tai bylo calkiem ciekawe.
Musze konczyc bo czekaja na mnie China Town i smakolyki - koniki polne i larwy jedwabnika z grilla :-)
--
Uzupelnie w ten wpis po czasie juz z Koh Tao. Tego wieczoru na Khao San naprawde niezle zabalowalismy :)) mozna powiedziec w tutejszym stylu ;-)
Bylo jedzenie konikow - nie smakuja jak popcorn :) ale sa calkiem niezle - Honey nie chciala sprobowac a ja ze smakiem kilka zchrupalem.
Zaliczylismy kilka knajpek, w jednej z nich poznalem backpackera Szweda, ktory bardzo namawial mnie na wakacje w jego kraju, uswiadomil mnie nawet ze mam przeciez prom z 'Gdinia' :) Sporo trunkow, sposo smiechu a wszystko w atmosferze wielonarodowej przyjazni. Musze przyznac ze ten wieczor przywrocil mi sympatie do Kaoh San - polecam ludziom otwartym.
Powrot do hotelu taxi sam juz nie wiem o ktorej ale na drugi dzien bolala glowa i na sniadanie byly tylko owoce :)